Samookaleczenia

Długi rękaw latem? Nie odkrywanie rąk? Komuś mogłoby się wydawać, że ta osoba oszalała, a ona po prostu zakrywa ślady Samookaleczenia to wśród młodzieży popularna metoda „radzenia sobie z problemami”. Nie wytrzymują napięcia i podcinają sobie żyły, tną ręce, nogi, kostki. Po co? Żeby odwrócić swoją uwagę. Skupić się na czymś innym. Nie myśleć o problemie, tylko skupić się na bólu. Ci, którzy stosują taką metodę radzenia sobie z problemami, o swoich śladach na rękach, ciele, mówią z obojętnością w głosie. Nie obchodzi ich, że ten zły okres w ich dorastaniu, pozostawi ślady na ciele na całe życie. Tną się, bo to ich uspakaja. Widok krwi. Czują wtedy, jakby problemy odpływały. Zaczyna się jak ze wszystkim- niewinnie. Ciekawość. Jak to jest? Koleżanka, kolega się ciął, ja też spróbuje. Na start niewielkie nacięcie w mało widocznym miejscu. Potem coraz większe i głębsze cięcia. Liczy się to wyzwolenie. Problemy w domu, z rodzicami, z otoczeniem. Wołanie o pomoc. Sznyt (śladów po cięciu) nie da się nie zauważyć. A jednak. Najbliżsi potrafią być ślepi. Chodzenie w okrytymi, poharatanymi rękoma wzbudza obrzydzenie w ludziach, wywołuje ciekawość. Obcy ludzie czasami widzą więcej niż bliscy. Znowu przykład „troski” rodziców. Młodzi ludzie nawet nie ukrywają się z tym, że się tną. To uzależnia, a to, że dalej w to brną oznacza, że krzyczą o pomoc. Co z tego, że ktoś zapyta „dlaczego to zrobiłeś?”, jak i tak go to nie obchodzi. Obok cięcia się jest jeszcze przypalanie skóry. Nie ma krwi, ale bardziej boli. Blizny szybciej się goją. Ale to i tak to samo zło. Taki sposób to nie sposób radzenia sobie ze światem. Niegrożny nałóg a jednak. Wciąga i można wylądować przez niego w psychiatryku. Uzależnia szybko, ale nie jest aż tak trudno z niego wyjść. Ludziom to po prostu przechodzi. Przemijają problemy. A wtedy uświadamiają sobie, że blizny po samookaleczeniach będą „zdobić” ich ciała przez całe życie